Zatroszczy się, czy nie zatroszczy?
Ile
razy w moim życiu, gdy wszystko układało się nie tak, jak ja
sobie wymyśliłam, trudno było wytrwać w tej pewności, że Bóg
jest wierny danym obietnicom. Ile razy słuchałam Jego zapewnień,
że czuwa nade mną i moim domen, moją rodziną i ile razy zadawałam
sobie pytanie „zatroszczy się o nas czy nie zatroszczy”? W
chwilach, gdy trudno było z pracą, gdy brakowało na życie, gdy
wydawało się, że nie ma wyjścia z sytuacji, znikąd pomocy, a Bóg
milczy, tak trudno było uwierzyć i zaufać. A Pan zawsze
przychodził. Tak to naszym wspólnym małżeńskim życiu bywało,
że Bóg pomagał w ostatniej chwili, często wydawało się, że na
pomoc jest już za późno, a On zawsze zdążył... Ile razy
zadawaliśmy pytanie „czy Ty, Boże, nie mógłbyś pomagać nam
trochę wcześniej, a nie dopiero wtedy, gdy się wydaje, że nie ma
ratunku?”. Po czasie dostrzegaliśmy owoc takiego Bożego
działania: Bóg uczył nas cierpliwości, wytrwałości, zaufania...
Przypomina
mi się historia Elżbiety i Zachariasza. Bóg obdarzył ich
potomkiem, gdy po ludzku było to absolutnie niemożliwe. Dzięki
temu objawiła się w pełni moc Boża. Gdyby otrzymali dziecko
wcześniej, choćby po dłuższym oczekiwaniu, mogliby sobie
powiedzieć „No, udało się”. W ich sytuacji, gdy biologicznie
po ludzku nie mogli już zostać rodzicami, a jednak urodziło im się
dziecko, musieli uznać wyłączną interwencję Bożą. I kim został
ich Syn... Kimś wielkim i wyjątkowym... Na wielkie rzeczy długo
się czeka, nieraz w bólu, płaczu, na kolanach. Czas oczekiwania
wypełniają łzy, chwile zwątpienia. Ale Pan zawsze przychodzi, bo
jest wierny swoim obietnicom. Nie zawsze dzieje się wszystko zgodnie
z naszymi oczekiwaniami, ale Bóg widzi lepiej, dalej, widzi całą
naszą drogę, my tylko do kolejnego zakrętu....
Na
intensywność naszej relacji z Panem i zaufanie Jego obietnicom,
wpływają różne czynniki, m.in problemy w życiu zawodowym,
wszechobecny stres i nawał obowiązków , bezsilność w osiągnięciu
celów zawodowych, niska samoocena. Kiedy pojawiają się takie
problemy człowiek koncentruje się na nich, zapominając o
wszechmocy działania Boga. Nie wynika to z niechęci do Pana Boga,
ale np. ze strachu przed utratą pracy, brakiem samorealizacji.
Zapominając o Bogu, pokładamy ufność w swojej sile, mając
pretensje do Pana Boga, że „nie działa”. A to już tylko jeden
krok do obojętności duchowej... Dobrze, gdy przy nas jest
współmałżonek lub inna bliska osoba, która ma łaskę zaufania
pomimo różnych kolei losu. Wtedy obojętność może być, jak
chmura przez którą prześwituje słońce zaufania, to znaczy
odbieramy sygnał od Pana, że On jest wszechmocny i chce nam pomóc,
ale dalszy krok zależy od nas, czy Mu zaufamy i damy się
poprowadzić, bo On nigdy nie opuszcza.
Ktoś
kiedyś powiedział, że Pan Bóg doświadcza tych, kocha i chce
przeznaczyć do większych celów (chce, aby Go głosili). W tej
drodze nasz Przeciwnik utwierdza nas w przekonaniu, że Panu Bogu do
końca na nas nie zależy. Cały czas żyjemy w przekonaniu, że nie
mamy na nic czasu i cały czas musimy się doskonalić, zdobywać,
stawiając siebie i nasze ludzkie cele na pierwszym miejscu.
Przeciwnik nie namawia nas wprost do grzechu, ale utwierdza nas w
przekonaniu, że sami damy sobie radę, a Bóg dotrzymuje słowa
tylko wybrańcom i podpowiada „po co masz wierzyć Bogu, jak i tak
do tego grona nie należysz?” Prawda jest inna: Bóg kocha każdego
i jest wierny swoim obietnicom bez względu na ludzkie błędy i
grzech.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dodaj swój komentarz